Error
  • The template for this display is not available. Please contact a Site administrator.

Mieszkanie teściowej

W nasze zagonione, ale jednak spokojne emocjonalnie (no w miarę nie liczę nerwów i potencjalnych spóźnień na: treningi/do pracy/do lekarza/do przedszkola) życie teściowa postanowiła wnieść element nerwowości i problemy, które z lekka zaczęły dominować w naszych rozmowach i myślach. 

Otóż. Otóż teściowa ma mieszkanie. Piękne mieszkanie pod względem metrażu (ponad 100m2) oraz pod względem położenia: bardzo fajna lokalizacja, wszędzie blisko, o takie mieszkanie walczyłoby wielu ludzi w tym właścicieli firm. No po prostu cud miód dla dużej rodziny lub na siedzibę firmy. Pod względem stanu to mieszkanie nie wygląda już tak dobrze. Teściowa ma zwyczaj spontanicznego wprowadzania w życie swoich spontanicznych pomysłów bez chwilki zastanowienia czy na ich realizacje ma możliwości fizyczne, umiejętności, pieniądze itd. W efekcie jej pomysł by: przenieść kuchnię na miejsce jednej z dwóch łazienek, a łazienkę zamiast składzika i w ten sposób dać przestrzeń mieszkaniu - zaowocował totalną demolką. Teściowa bowiem bez  konsultacji z kimkolwiek (tak wiem, nie musiała jest dorosła, a mieszkanie jest jej własnością), zatrudniłą firmę, która nie dość, że spartoliła robotę dokumentnie, to nie skończyła jej. I jest demolka. Może i dobrze, że nie skończyli, bo efekty ich partactwa mogły być bardziej spektakularne, a w zasadzie i tak by nie skończyli - teściowej migusiem brakło kasy. Stan ostateczny: brak drugiej łazienki - zdemolowana, zdemontowana, nie przeniesiona w inne miejsce. Na jej miejscu pysznią się: zlew bez szafki, stolik w formie blatu kuchennego, wisząca szafka z przyprawami itp., lodówka i kuchenka gazowa z piekarnikiem. A wszystko to na tle ścian obdartych z płytek ściennych łazienkowych. Wobec tego teściowa wściekła dzwoni do męża z żądaniem pomocy (nie, nie z prośbą, z żądaniem). Niestety ma podstawy by sądzić, że pomoc uzyska, bo już wiele razy ratowaliśmy ją po niewypałach jej pomysłów.

Przykłądy? Bardzo proszę.

I tak: sfinansowaliśmy  wymianę pieców kaflowych na ogrzewanie centralne. Rozwiązanie super i chętnie to zrobiliśmy, bo potrzebe widzieliśmy - teściowa ma coraz mniej sił, mimo że jest jeszcze przed 60-tką. Problem w tym, że jednocześnie zażyczyła sobie usunięcia pięknych starych kaflowych pieców "bo ją drażnią", tłumaczyliśmy, że one nadają klimat mieszkaniu, że można z nich jeszcze korzystać w jakiś tam sposób, że będzie żałować, bo to piękne zabytkowe kafle. Uparła się zamówiła fachowca, który rozebrał 1 piec, drugi zaczął a jej skończyła się kasa. Więc po pomoc do syna. Syn z kasy przeznaczonej na wakacje wyskoczył, piece rozebrano, ogrzewanie działa i co? I teściowa dzwoni, że ona w tym mieszkaniu nie może wytrzymać, że pusto, obco i musi być piec kaflowy i ona zamówiła zduna i jutro zaczyna robotę. Męża mego, a jej syna, trafił szlag. Teściowa się uparła, było kilka niemiłych rozmów, powiedziała, że sama opłaci.

I co? Po dwóch tygodniach odwiedza ją mój mąż przywożąc jej jakieś tam jej dokumenty. Nie chciała go coś do mieszkania wpuścić, ale stwierdził, że musi się napić czegoś koniecznie, więc niechętnie wpuściła. I mój zaskoczony małżonek wylądował w salonie z do połowy wybudowanym piecem kaflowym, stojącym luzem (zero doprowadzenia do jakiegoś komina). Teściowa oświadczyła, że fachowiec partacz i oszust, roboty nie skończył.

Jak okazało się po dłuższej rozmowie męża z owym fachowcem, do którego zadzwonił by swej biednej matce pomóc i obronić przed niesolidnym wykonawcą: fachowiec stawiał piec jak mu teściowa kazała, wiedział że źle, ale teściowa kazała, piec miał być tylko jako atrapa, a nie skończył bo teściowa zapłacić nie chciała umówionej kwoty, tylko wydziwiała i uznał, że nie ma ona kasy nawet na materiały, a co dopiero na robociznę. Teściowa się wypierała, ale w końcu wyszło na to, że fachowiec miał rację. I teraz: wyburzać czy kończyć. Teściowa w płacz, że ona tak chciała, że to wina fachowca (bo bezczelnie za darmo nie chciał robić i zasponsorować części matreiałów też nie chciał) itd itd.

Efekt: mąż się poddał, teściowa ma piec, który nie działa z dużo brzydszymi kaflami (co sama to przyznaje). Chociaż tyle, że centralne ma i w mieszkaniu ciepło.

Malowanie mieszkania u niej, kładzenie sztukaterii - to kolejne historie. Malowała mieszkanie naszymi rękami i kasą (jak zawsze jej brakło pieniędzy do końca realizacji) kilka razy. Zawsze nasza praca była zła, kolor zły (ona wybierała), ona by to lepiej zrobiła. Zatrudnialiśmy fachowców: partacze według teściowej. Albo jak pomalowane dobrze, to kolor nie ten. Jak się wkurzyliśmy za którymś razem i przestaliśmy sami malować i sponsorować malowanie - zaczęła sama. No i do dziś przedpokój chlubi się dwukolorowymi ścianami, bo teściowa się zmęczyła, farby brakło i teraz wygląda to tak jakby ktoś w szale na mocny fioletowy kolor zaczął zamalowywać pudrowo-różowe ściany. A mąż stwierdził, że finansować jej kolejnej fanaberii i niezdecydowania nie będzie, bo już nie ma z czego. I tak dalej.

 

A wracając do zamiany "kuchnia na miejsce łazienki, łazienka do schowka": mąż moj tak się wkurzył, że przez miesiąc do matki się nie odzywał. Co prawda, sama się najpierw na niego obraziłą, bo śmiał jej zarzucić brak realizmu finansowego i koncepcyjnego. Po miesiącu teściowa zaczęła robić podchody coby jej się kuchnia przydała, bo tak jej nie jest wygodnie. A mąż wkurzony na maksa odpowiedział, że kasy nie ma, nie da zatem i skoro sama nie miała to trzeba było się najpierw z nami skonsultować czy możemy pomóc  i to wszystko trzeba było zrobić przed zaczęciem prac. Teściowa się obraziła, ale właśnie się odobraziła, bo ma plam by mieszkanie sprzedać i sobie mniejsze kupić.

I tu mój mąż i ja też zainteresowaliśmy się tematem, bo od dawna próbujemy ją na to namówić. Dlaczego? Ponieważ jest to mieszkanie za duże, którego nie jest w stanie utrzymać finansowo, ale też nie radzi sobie za bardzo nawet ze zwykłym sprzątaniem - mówi, że są kilometry podłogi i nie ma nigdy siły na starcie wszystkich mebli z kurzu, a o myciu wysokich okien można zapomnieć. Okna myjemy my, oczywiście robimy to według teściowej źle, a jak mąż mówi, żeby zrobiła to sama, bo stara nie jest i cały dzień po centrum handlowym ma siłę biegać, to się obraża. Oczywiście po umyciu okien się też się obraża.  I obraza trwa do następnego mycia okien. W opłatach za mieszkanie też musimy pomagać, życie.

W każdym razie, sprzedaż mieszkania teścowej jest dla wszystkich dobrym rozwiązaniem. Teściowa się cieszyła, bo upatrzyła sobie już kilka mieszkań. Zaplanowała, że kupi mieszkanie w jakimś nowym apartamentowcu, albo po prostu na nowoczesnym osiedlu, ważne by było nowocześnie i ładnie wykończone, i żeby koleżanki mogła zaprosić, bo teraz przez tę kuchnię to jej wstyd. Mąż odetchnął, załatwił ogłoszenia, zgodził się odbierać telefony od chętnych i załatwić wszystkie formalności. Zgodnie z oczekiwaniami chętnych było z miejsca sporo. Mąż umówił spotkania by pokazać mieszkanie (termin ustalony z teściową, która w tym dniu miała się wybrać na długie zakupy w  jej ulubionym centrum handlowym), wziął urlop tego dnia, by móc mieć możliwość wszystko ogarnąć. I. Klapa. Dzień przed pokazywaniem mieszkania chętnym, wieczorem, teściowa dzwoni, że zmieniła zdanie. Że nie chce, nie może, że nie i już i już! Mąż mój cierpliwy najpierw spokojnie pyta skąd taka decyzja, ja też pytam, rozmawiamy spokojnie, empatycznie. Zdajemy sobie sprawę, że to nagła zmiana, że może jej być trudno, tłumaczymy więc jakie będą zalety. A teściowa nie i nie. Mąż się wkurzył. Chętnych odwołał.

 

Minęło kilka miesięcy. Teściowa dzwoni, że stanowczo mieszkanie sprzedaje i domaga się pomocy w realizacji przedsięwzięcia. Mąż zirytowany dopytuje czy nie będzie powtórki z rozrywki. Ależ nie, skąd! Teściowa ma już na oku 3 mieszkania, znalazła w Internecie, są super. Sprzedajemy, sprzedajemy! Ok.

Ponownie ogłoszenia. Ponownie chętni. Umówieni na sobotę. Pierwsi na 11.00. Wszystko ok, teściowa potwierdza, prawie mebluje jedno z mieszkań, zdjęcia i linki podsyła nam. I w sobotę  o 10 z minutami  teściowa dzwoni z centrum handlowego gdzie jest "na shopinngu". Rezygnuje ze sprzedaży mieszkania.

Bum. Troszkę się jej syn a mój mąż wkurzył. Bardzo nawet. Tym razem nie odpuścił i wyciągnął z niej przyczynę. Oczywiście nie wyartykułowała  wprost dlaczego rezygnuje, ale mąż zapytał na podstawie jej wypowiedzi i nie zaprzeczyła. Otóż teściowa, nie chce by koleżanki pomyślały, że jej się źle wiedzie, że musi mieszkanie sprzedać bo nie jest w stanie go utrzymać. A, że nie może  i tak tychże koleżanek zaprosić, to inna kwestia i "o tym nie rozmawiamy".

Następnie obraziła się na męża, który spokojnym, wyważonym tonem powiedział, że nie stać nas ciągle dokładać jej do utrzymania zbyt dużego na jej możliwości finansowe i fizyczne mieszkania. A także nie stać nas na sfinansowanie kolejnej fanaberii i odremontowania kuchni i reszty mieszkania. Dodał, że jeśli porozmawiałaby z nami i zapytała, wiedziałaby o tym, a tak po prostu oczekuje, że opłacimy jej wszystkie pomysły i częsciowo utrzymanie.

Teściowa tradycyjnie się obraziła.

 

W taki sposób teściowa zapewnia nam rozrywkę emocjonalną i umysłową.