Error
  • The template for this display is not available. Please contact a Site administrator.

Bajka o Małym chłopcu i albatrosie

Niebieski Kot ziewnął przeciągle i spojrzał na dzieci:

- To już ostatnia opowieść dzisiaj. Posłuchajcie bajki o Małym chłopcu i albatrosie

 

 

To niewielkie miasteczko znajduje się daleko, daleko stąd. Aby do niego dotrzeć trzeba przejechać przez Góry Srebrne, potem przez Góry Złote, a następnie przeprawić się przez Miodową Rzekę. Wtedy tuż Wzgórzem Siedmiu Elfów, oczom wędrowca ukaże się piękna dolina, a w niej urocze, miasteczko Strumykowo. W tym miasteczku mieszkał sobie sympatyczny chłopiec o imieniu Ciszko. Zresztą wszyscy mieszkańcy Strumykowa byli sympatyczni i chętnie pomagali sobie wzajemnie, a także wędrowcom przybywającym do ich doliny. Trudno wyobrazić sobie milsze miejsce do mieszkania. Każdego dnia Ciszko spotykał uśmiechniętych znajomych, kiedy ktoś był w potrzebie lub miał kłopot, natychmiast wiele osób śpieszyło z pomocą. Pewnego dnia Ciszko wybrał się do lasu po poziomki dla chorej sąsiadki. Ponieważ dzień był piękny, a w lesie było tak przyjemnie wrócił do domu trochę później niż zaplanował. Szybko przygotował poziomki, zabrał ze sobą ciasteczka i pobiegł do sąsiadki. Jednak kiedy zapukał do drzwi usłyszał:

Kto tam znowu, zostawcie mnie w spokoju, nie chcę żadnych odwiedzin. Wynocha!” Ciszko ze zdumienia aż otworzył usta. Nigdy do tej pory nie słyszał, żeby ktoś tak do kogoś mówił. A ta sąsiadka zawsze była taka miła i uśmiechnięta, nawet teraz gdy zachorowała, była miła i dziękowała za zainteresowanie oraz pomoc. Ciszko był pewny, że ucieszy się ze świeżych poziomek i ciastek. Zrezygnowany i bardzo zdziwiony zostawił koszyk z przysmakami na progu, i wrócił do domu. Już miał wejść do środka, gdy pomyślał, że to pewnie choroba tak wpłynęła na sąsiadkę, i że koniecznie trzeba biec po lekarza, by nie poczuła się jeszcze gorzej.

Jak pomyślał tak zrobił: odwrócił się na pięcie i pobiegł prosto do domu doktora. Zastukał niecierpliwie do drzwi i czekał. Ale nikt nie otwierał. Ciszko rozejrzał się dookoła, ale w ogrodzie też nie było widać lekarza. Jeszcze raz zapukał więc do drzwi, mając nadzieję, że pan doktor nie musiał zająć się jakimś innym chorym. Wtedy za drzwiami usłyszał szuranie i nieprzyjemny głos: „Kogo tam licho niesie. Nie przyjmuje pacjentów. Wynoście się stąd.” Ciszko zamarł. Nie spodziewał się takich słów. Pan doktor był zawsze bardzo miły i zawsze kiedy tylko usłyszał, że ktoś jest chory, od razu śpieszył z pomocą. Zastukał jeszcze raz bo chciał wyjaśnić, że chodzi o chorą sąsiadkę, ale na jego pukanie odpowiedziała już tylko cisza. Ciszko zasmucony powlókł się z powrotem do domu. „Co się dzieje?” - zastanawiał się. I wtedy minęła go koleżanka, z którą zawsze grał w bierki, tym razem jednak, nie uśmiechnęła się promiennie jak zawsze tylko odwróciła głowę i przyspieszyła kroku. „Co się tu dzieje?” - Ciszko był coraz bardziej zaniepokojony. Czy zrobił coś złego i nikt nie chciał go widzieć? Tylko co takiego zrobił? Nic nie przychodziło mu do głowy. Wszyscy, których mijał na ulicy odwracali głowy, ale nie tylko od niego. Odwracali się również od wszystkich innych osób. Nigdzie nie było słychać śmiechu, nikt nie pozdrawiał się radośnie. Każdy szedł gdzieś szybko, bez uśmiechu na twarzy, nie pozdrawiając nikogo.

Smutny chłopiec postanowił wrócić do lasu. Może tam wymyśli co się stało. Usiadł na skraju lasu pod starym bukiem i zapatrzył się na swoją ukochaną dolinę i miasteczko. Był tak smutny, że zaczął cichutko płakać. Wtedy poczuł na policzku delikatne łaskotanie. Mała wiewiórka, przysiadła obok niego i rudą kitką ocierała mu łzy.

  • Wiem dlaczego płaczesz – powiedziała.

Naprawdę? – Ciszko przestał płakać i spojrzał na wiewiórkę.

Tak, płaczesz bo ludzie zaczęli się dziwnie zachowywać. -

To prawda. A wiesz może dlaczego? - Ciszko w napięciu słuchał wiewiórki. -

Tak wiem. Całe miasteczko, wszyscy ludzie, którzy o godzinie 12-tej byli w dolinie zmienili się i stali się nieprzyjemni, nieżyczliwi.

Wszyscy – Ciszko aż się przeraził – ale dlaczego co takiego się stało?

Już opowiadam – wiewiórka usiadła chłopcu na kolanach i mówiła dalej:

O 12-tej nad doliną przeleciał czarny albatros. To ptak złego czarnoksiężnika. Czarnoksiężnik nauczył go w jaki sposób zabierać z miast, wsi i takich miasteczek jak nasze – życzliwość. Od tej pory wypuszcza albatrosa z wielkiej złotej klatki i wysyła do różnych miejscowości by zabierać z nich życzliwość.

Ale dlaczego zabiera życzliwość?

Ponieważ nie lubi kiedy ludzie są dla siebie mili, pomagają sobie i są dzięki temu szczęśliwi. W miejscach gdzie był albatros złego Czarownika, ludzie nie pomagają sobie w trudnych chwilach, nikt nie pomoże nieść ciężkiej torby staruszce, nie odwiedzi chorego ze świeżymi owocami, nie pomoże podnieść się dziecku, które upadło i ludzie nie lubią ze sobą przebywać, nie uśmiechają się do siebie i są nieprzyjemni. Takie miasta i wsie stają się bardzo smutnymi, niesympatycznymi miejscami, gdzie nikt chętnie nie mieszka i nie lubi swoich sąsiadów.

To straszne – powiedział przerażony Ciszko – jak długo to potrwa?

Tak zostanie już jest na zawsze – odpowiedziała z westchnieniem wiewiórka. -

Jak to? - wykrzyknął zrozpaczony chłopiec – to już nigdy sąsiadka nie zawoła mnie na ciasteczka, a ja nie będę mógł się bawić i wygłupiać z kolegami?

Niestety tak – wiewiórka również była smutna. -

Ale przecież musi być jakiś sposób by to zmienić – zawołał chłopiec i zerwał się na równe nogi – pójdę i wytłumaczę to wszystkim, opowiem co się stało i na pewno wszystko będzie jak dawniej.

Nic z tego – powiedziała wiewiórka – nikt nie zrozumie o co ci chodzi, nikt nawet nie będzie chciał z tobą rozmawiać.

Ciszko usiadł z powrotem pod drzewem. Przypomniał sobie, że lekarz nawet nie otworzył mu drzwi i nie chciał słuchać z jaką sprawą do niego przyszedł. Zrozumiał, że wiewiórka ma rację.

  • No dobrze, ale ja nie wierzę, że nic się nie da zrobić – powiedział z uporem – coś chyba mogę zrobić? Przecież skoro ja się uratowałem przed albatrosem, muszę coś zrobić, żeby wszystko było jak dawniej.

Wiewiórka zastanowiła się chwilkę i odpowiedziała: j

  • Jest jedna możliwość. Zaprowadzę cię do starego pustelnika, on wie wszystko o czarach i ludziach, ale niechętnie spotyka się kimś innym niż zwierzęta z tego lasu. Myślę jednak, że w tak ważnej prawie zechce z tobą porozmawiać.

Doskonale, chodźmy! - Ciszko już był gotowy do drogi. Wiewiórka zaprowadziła go zatem do starego pustelnika. A droga była długa i trudna. Szli wiele godzin, aż trafili na niewielką chatkę pustelnika. Sam pustelnik był zgarbiony i starutki, ale jego oczy były przyjazne i pełne ciepła. Wysłuchał opowieści chłopca i powiedział, że jedyną możliwością uratowania mieszkańców miasteczka jest dotarcie do zamku Czarnoksiężnika. Tam na wysokim murze wiszą woreczki zawierające życzliwość z różnych miejscowości. Wystarczy rozciąć woreczek z nazwą miasteczka: Strumykowo i cała życzliwość popłynie prosto do jego mieszkańców. Należy tylko bardzo uważać na albatrosa, który może obudzić Czarnoksiężnika, a wtedy biada temu, kto zostanie przez niego złapany. Ciszko wysłuchał wszystkich rad Pustelnika i obiecał, że zrobi wszystko co tylko będzie mógł żeby przeciąć woreczek i uwolnić życzliwość. Postara się również rozciąć inne woreczki, tak by życzliwość wróciła do wszystkich miejscowości. Pustelnik dał chłopcu długi kijek, leciutko zaostrzony na końcu i pokazał w jaki sposób może z jego pomocą rozciąć woreczek. Podarował mu również linę, dzięki której Ciszko mógł dostać się do zamku. Wiewiórka bardzo chciała także pomóc, więc razem z chłopcem ruszyła w drogę. Pamiętając o wskazówkach Pustelnika, Ciszko minął Niebieską Górę, Dolinę Pięciu Rzek i Kuleczkowy Bór. Szedł 7 dni i 7 nocy, aż wreszcie dotarł do zamku Czarnoksiężnika.

Zamek był jednocześnie piękny i straszny. Cały ze srebra, lśnił pięknie w słońcu, ale ostro zakończone wieże i zamknięte bramy z dziwnymi rzeźbami były przerażające. Ciszko przełknął głośno ślinę i ruszył do zamku. Chciał wejść do niego późnym wieczorem, kiedy Czarodziej pójdzie spać. Kiedy słońce schowało się za drzewami, wiewiórka chwyciła linę i szybko, szybko wspięła się na blanki, gdzie przywiązała ją mocno. Ciszko zwinnie wspiął się na górę i pomalutku zszedł na dziedziniec zamkowy. Dookoła panowała cisza. Czarodziej mieszkał sam i nie spodziewał się niepożądanych gości. Wiedział, że wszyscy boją się nawet patrzeć na jego zamek, a co dopiero wchodzić do środka. Ciszko rozejrzał się, musiał szybko i cichutko znaleźć fragment muru, na którym Czarnoksiężnik powiesił woreczki. I wtedy usłyszał cichy stłumiony pisk. A po chwili następny. Brzmiało to jakby ktoś bardzo mocno powstrzymywał się od płaczu. Ciszko postanowił sprawdzić kto to i spróbować mu pomóc. Szedł na palcach kierując się dźwiękiem stłumionego popiskiwania. Zawahał się na chwilkę kiedy musiał minąć wysoką bramę z podniesioną kratą. Lśniła ona groźnie w świetle gwiazd. Jednak kiedy usłyszał kolejny żałosny pisk, szybko minął bramę i nagle znalazł się na ogromnym placu, na którego środku stała wielka, złota klatka. To z niej dobiegało smutne popiskiwanie. W klatce siedział bardzo smutny albatros, który schował dziób pod skrzydło by stłumić swój płacz. Albatros nagle otworzył szeroko oczy i popatrzył prosto na chłopca. Ciszko zamarł. Zrozumiał, że zaraz ptak obudzi Czarnoksiężnika i wtedy wszyscy: i mieszkańcy Strumykowa, i on sam będą zgubieni. Ale w oczach albatrosa nie dostrzegł zła, tylko bezmierny smutek. Nie zastanawiając się długo, ruszył szybko do klatki, włożył rękę między kraty i pogłaskał ptaka. Albatros był zaskoczony, nie spodziewał się, że chłopiec wzruszy się jego rozpaczą i przyjdzie go pocieszyć. Z oczu wielkiego ptaka popłynęły łzy. Delikatnie przytulił łepek do ręki chłopca i westchnął głęboko. Ciszko głaskał długo albatrosa, a potem za pomocą kijka sięgnął wysoko do kłódki, na którą była zamknięta klatka. Zdecydował, że musi pomóc temu smutnemu albatrosowi i wypuści go na wolność. Kiedy chłopiec włożył ostrze kijka do zamka, usłyszał z jego głębi ciche syczenie, trysnęły złote iskry i kłódka opadła na ziemię, a drzwiczki szeroko otwarły się wypuszczając ptaka na wolność. Albatros szybko wyfrunął z klatki i odleciał daleko machając potężnymi skrzydłami i popiskując tym razem radośnie. Okazało się, że kijek nie był zwyczajny, to był zaczarowany kijek, który pokonał czary Czarnoksiężnika. Ciszko ucieszył się z tego, ale wtedy zobaczył, że kijek złamał się i nie mógł mu już w niczym pomóc. A za klatką na wysokim murze znajdowały się woreczki z życzliwością. Na każdym złotymi literami wypisana była nazwa miasta, wsi czy miasteczka ograbionego z życzliwości. Ciszko stanął bezradnie i zapłakał. Woreczki były zbyt wysoko dla niego, a wiewiórka też nie mogła mu w niczym pomóc: ściana była gładka niczym szkło i łapki wiewiórki nie dałyby rady utrzymać się na niej. Wówczas Ciszko usłyszał szum, a następnie znajomy już pisk. Albatros wrócił i krążył nad placem. Coraz niżej i niżej, aż wreszcie krańcami piór zaczął muskać mur. Ciszko nie wiedział, czy albatros chce zrobić mu coś złego, czy ostrzec Czarnoksiężnika, czy może podziękować za zwrócenie wolności. Nagle zobaczył mądre oczy ptaka. I już wiedział, iż albatros nie tylko był więziony, ale i musiał postępować wbrew sobie kradnąc życzliwość. Na szczęście kijek od Pustelnika złamał wszystkie wiążące ptaka zaklęcia i teraz mógł on robić co tylko chciał. Albatros odwrócił głowę i ostrymi pazurami zaczął przecinać wszystkie woreczki po kolei. Z woreczków w jednej chwili wypłynęły srebrne potoki dziwnej mgły, która w jakiś niezwykły sposób przenikała przez mury otaczające zamek i płynęła dalej. Tak rozcięte zostały wszystkie woreczki. Albatros na koniec zatoczył jeszcze jedno koło, obniżył lot i jednym ruchem dzioba podniósł chłopca i wiewiórkę, i posadził ich sobie na grzbiecie. Zanim Ciszko ochłonął, już zamek Czarnoksiężnika został daleko za nimi, a każdy ruch wielkich skrzydeł przybliżał chłopca do rodzinnego miasteczka. Gdzieś w dole chwilami połyskiwały cieniutkie wstążki mgły życzliwości. Już po kilku chwilach chłopiec znalazł się na skraju swojego miasteczka. Pożegnał się serdecznie ze szczęśliwym albatrosem i niosąc na rękach zmęczoną wiewiórkę wrócił do uśpionego miasteczka i swojego domu. Tej nocy spał smacznie przytulony do małego rudego zwierzątka. Na drugi dzień Ciszko skoro świt wybiegł przed dom, a za nim pośpieszyła mała wiewiórka. Był bardzo zaniepokojony: czy życzliwość wróciła do miasteczka?

Wiele osób jeszcze spało, ale zza płotu usłyszał radosny śpiew, a następnie pytanie sąsiadki:

  • Ciszko to ty? Wcześnie dziś wstałeś, może zjesz ze mną śniadanie? Mam pyszne świeżutkie drożdżówki z jagodami.

I w tej chwili Ciszko zrozumiał, że wszystko skończyło się dobrze i życzliwość wróciła do wszystkich miast, miasteczek i wsi, w tym również do Strumykowa.

Pozostaje mieć nadzieję, że zły Czarownik nie uwięzi już czarami żadnego ptaka i nie zmusi go do kradzieży życzliwości ludzkiej z innych miejscowości. A w Strumykowie tak jak dawniej zapanowała radość, szczęście i życzliwość.

 

- A teraz mówię już Wam dobranoc kochane dzieci, śnijcie piękne, dobre, kolorowe sny – Niebieski Kot zwinął się w kulkę, jeszcze raz ziewnął, zamruczał coś cichutko i zasnął...