Error
  • The template for this display is not available. Please contact a Site administrator.

Rozterki Zergusia

Tej nocy, która na planecie QWQW trwała 56 ziemskich godzin, Zerguś spał wyjątkowo smacznie. Obudził się we wspaniałym humorze. Dookoła było cicho i spokojnie. Rozprostował skrzydełka i rozpoczął poranne ćwiczenia. Najpierw 10 razy potrzepał skrzydłkami tak szybko jak tylko potrafił, a potem przez 5 minut biegał w kółko wokół wielkiego pomarańcozwego głazu. Na koniec opadł zmęczony na dziwną niebieską trawę, która w dotyku przypominała bardziej futrzaste zwierzątko niż trawę jaką znał z palnety Ziemia.

Zerguś rozejrzał się. Był na planecie QWQW już 30 ziemskich dni i z każdym dniem podobało mu się tu coraz bardziej. Przyciąganie było tu słabsze niż na Ziemi, więc mógł tu skakać wysoko jak fioletowa piłeczka. Prawie jakby latał! Powierzchnia QWQW była pokryta w większości piaskiem, który w smaku i zapachu przypominał jego ukochany, pyszniutki serek. Pomarańczowe skały były co prawda niejadalne ( sprawdził i nieco wyszczerbił sobie na nich ząbek), ale za to olbrzymie powierzchnie pokryte piaskowym serkiem poprzecinane były nibyrzekami, w których zmaiast wody płynęło coś na kształt roztopionego sera. Tyle, że nibyrzeka nie płynęła do żadnego morza czy oceanu, tylko po prostu w pewnym momencie zakręcała do góry i robiąc pętlę w powietrzu wpadała, jak dziwny wodospad lub raczej fontanna ponownie do koryta niby rzeki.  Raj dla Zergusia - smakosza, nie musiał nawet nic gryźć! Dodatkową atrakcją na planecie QWQW są ogromne, zielone rośliny, które wyglądają jak stojące na baczność liny z  różowymi poziomymi pnączami łączącymi jemiędzy sobą. To wszystko razem wygląda jak zielono-różowe drabiny bez niektórych szczebli. Zerguś mógł po tych pnączach skakać jak po dziwnych trampolinach. To była fantastyczna zabawa. Prawie jakby naprawdę fruwał!

Planeta QWQW była bardzo spokojna. Nie mieszkał na niej nikt, można było zjeśc pyszności, pobawić się świetnie, a na koniec dłuuuugo spać. Bo noc tu trwała przecież aż 56 ziemskich godzin.

Zerguś był gotowy zostać tu na zawsze. Ale pewnego dnia wydarzyło się coś zupełnie nieoczekiwanego. Zerguś właśnie radośnie skakał po różowych pnączach, gdy nagle źle wycelował, nie odbił się od liany, tylko że zamiast lecieć w górę, zaczął spadać. Przerażony spostrzegł, że zaraz wpadnie do nibyrzeki! Zaraz utonie! I nie ma nawet po co wzywać pomocy, bo nikogo tu nie ma. Krzyknął z rozpaczy i wpadł do serkowej nibyrzeki. I czekał aż zacznie tonąć. I czekał. I czekał. Serkowa nibyrzeka była jednak chyba za gęsta i za słona i Zerguś nie tonął. Pomachał zatem ogonkiem i skrzydełkami i tak dotarł na brzeg. Usiadł na miękkiej futrzastej trawie i ponieważ nie było tu wody by zmyć z siebie serkowy płyn - wylizywał się dokładnie. I myślał. Długo, długo myślał. Tak długo jak długo się wylizywał. Gdy wreszcze skończył jego brzuszek był pełny, tak że nie był byby w stanie wypić nawet kropelki. Zerguś po tych swoich rozmyślaniach był niepewny tego co ma teraz zrobić, a dokładniej: gdzie ma mieszkać. Myślał, że na planecie QWQW znalazł idealne miejsce, swój dom. Mógł tu bawić się, jeść i spać do woli. Nigdy nie padał tu deszcz, nie było za zimno czy za gorąco. Spał na miękkiej, futrzastej trawie i był szczęśliwy. Do czasu, gdy mało nie utonął. Nie miał kogo wezwać na pomoc i co najgorsze: nie miał nawet komu opowiedzieć tej swojej przygody! 

Zerguś zaczął znowu myśleć. I myśleć. I myśleć. Czy nie warto jednak zastanowić się nad inną planetą? Tu był sam. Mógł co prawda zaprosić kolegów i zamieszkaliby tu wspólnie, ale byłoby tu zbyt tłoczno i głośno. Zostać tutaj samemu czy szukać innej planety? Zerguś długo nie widział innej możliwości i nie mógł podjąć decyzji.

Tak zmęczył się tym myśleniem, że zasnął. A sen przyniósł mu odpowiedź. Zerguś już wiedział co musi zrobić. Musi przede wszystkim znaleźć prawdziwych przyjaciół, a potem planetę - dom odpowiedni dla nich wszytskich!

A na planetę QWQW zawsze może przylatywać na wakacje :)