Error
  • The template for this display is not available. Please contact a Site administrator.

Opóźnienie

Czekam cały cykl. Ale spokojnie, bez szaleństwa, nie myśląc o tym 500x dziennie, ani nawet 5. I jest ok.  Przepracowałam to, przemyślałam. Równowaga. Spokój. Będzie co ma być. I potem czuję, że nic z tego. Że dziś, jutro zacznie się okres i nowy cykl i może nowe badania. Mija dzień, drugi i okres nie nadchodzi. I mimo,

że skurcze, ból, rozdrażnienie wszystko mówi nic z tego, nadzieja zaczyna wypełzać. Jedna, druga lepka macka myśli: "a może jednak..." pojawia się, przyczepia i brudzi obiektywne spojrzenie na sytuację. Każde wyjście do toalety zaczyna łączyć się z delikatnym napięciem. Rosnącym. Z każdą godziną. Kolejny ranek i nic.  Co teraz? Robić test? Bez sensu, tyle razy była taka sytuacja, że  dwie, trzy godziny po teście pojawiał się okres. Ale może... Przecież kiedyś musi się udać! Może teraz? A napięcie przedmiesiączkowe? A ból? No cóż, przecież jednym z pierwszych objawów ciąży może być ból. Więc? Nadzieja zaczyna poczynać sobie coraz śmielej. Zaczyna musować cichutko. Bąbelki radości zaczynają pojawiać się zupełnie bez mojej kontroli.

I wtedy twarde lądowanie. Bąbelki nagle pryskają, zostawiając cierpki smak, musowanie znika. Pozostaje ból. I ulga. Że, jest ból fizyczny, bo dzięki niemu można bezkarnie płakać.